Ledwo zdążyłem na pociąg, zdyszany
ale i zadowolony ruszyłem wolnym krokiem przez wagony szukając
wolnego miejsca, dużo ludzi stało przy wyjściach, piątkowy tłok.
Powroty do domu rodzinnego, wyjazdy dla złapania oddechu, podróżni
byli zmęczeni, niektórzy przysypiali na siedzeniach, inni
rozmawiali między sobą, albo przez telefon, jeszcze inni słuchali
muzyki albo czytali książkę, trochę mniej było zajętych
gazetami – tygodnikami, dziennikami.
Słowem, tętniło tutaj
życie, podskórne, z pewnym dystansem, zasłaniając się płachtą
gazety, rytmem utworów, czy też rozmowami, ludzie spoglądali na
siebie wzajemnie, ciekawi – kto to jest? Ale pozostając w
bezpiecznej odległości, z której łatwo powiedzieć parę
grzecznych i banalnych zdań i wrócić jak gdyby nigdy nic do
swojego zajęcia z lekkim uśmiechem, a później zastanawiać się w
długiej drodze z dworca, dlaczego nie nawiązali rozmowy.
To wymaga
pewnego zaangażowania i prawdziwego dystansu, wymyślony dystans to
tylko poza, chroniąca moje inteligentne, odrębne ja przed
ingerencją, przed poniesieniem ryzyka konwersacji, zaczęcia jej i
uczestniczenia. Dlaczego ludzie stłoczeni w jednym miejscu wycofują
się krabem do świata swoich myśli?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz