czwartek, 18 kwietnia 2013

Czego szukał?

Brama. Miejsce, które wprowadza. Miejsce, które oznacza koniec.



Pot sprawił, że ubrania oblepiały szczelnie jego ciało - długo wędrował.
Nie zdawał sobie nawet sprawy jak długo.
Przybył do tego miejsca, aby poznać tajemnicę. Nie wiedział nawet jaką, ale chciał tego całym wytężeniem swej młodej woli. Nie minęło wiele czasu, a jego podróżniczy byt zapragnął spokoju, wtedy osiadł Tam na stałe, zaprzyjaźniając się z ulicą i ścianami. Poznawał ludzi i istotę miejsca. Ci ludzie, To miejsce, go przeniknęli i nasycili jego pragnienie. Mimo tego, że nie odnalazł niczego czego myślał, że pożąda.



Pewnego dnia zobaczył, jak przedmioty i myśli krążą w społeczności, cały czas się transformując. Zrozumiał wtedy wartość ruchu i jej tajemnicę. Jednak sam się nie poruszał, nie wprowadzał swojej kreacji w ten świat, właśnie po to aby uchwycić aktywność, która go otaczała. Zrozumieć jej przemiany i to jak z czegoś tworzy się coś odmiennego.
Obserwował.
Wreszcie zamiast ludzi i zdarzeń ujrzał ciemność, która się kryła za całą misterną strukturą. Przeraziła go do głębi. Nazwał ją za przykładem innych Złem i wyklął ze swego życia. Poczuł wtedy, że musi znaleźć coś innego, coś co by mogło się przeciwstawić sile zła, a także wypełnić pustkę po niej.



Szukał na ulicy, w świątyni, i w pałacu, jednak jego spojrzeniem władała ciemność, którą odkrył.
Nowa siła przyszła do niego nieoczekiwanie, w kobiecej dłoni, która siała zboże. Wtedy poznał siłę, którą nazwał za przykładem innych Dobrem.
Wyszedł ze swojego mało znaczącego dla Tego miejsca zaułka i głosił prawdę Dobra na ulicy, w świątyni, i w pałacu. Wpierw wyśmiano go, a gdy to zawiodło, został wyklęty i wygnany przemocą. Pięścią, kamieniem, i laską. Zawiedziony i obolały udał się do lasu - skąd przybył, i gdzie przez tak długi czas był jego dom, czasem tylko przegryzany poprzez odwiedziny w innych miejscach.



Położył się na skale, wpierw z zamkniętymi oczami - odpoczywał.
W pewnym momencie poczuł na sobie westchnienie wiatru, wtedy odważył się spojrzeć w przestrzeń.
Co ujrzał?
Gąszcz zieleni pod nim, miasto znajdujące się przed nim, oraz niebo ponad nim. Zrozumienie spłynęło na niego wraz ze światłem gwiazd, wraz z wonią miasta zmieszaną z zapachem roślin, wraz z chłodem powietrza, i twardością kamienia.
Cicho i delikatnie.
Twardość okazała się pieszczotliwa, chłód przyjemny, woń łagodząca siłą wspomnienia i życia z niej bijącego, a gwiazdy dały mu żar rozlewający się po całym jego ciele. Kiedy wracał ujrzał Dobro i Zło, ich współpracę i nieustający konflikt, który gorzał między nimi. Wieczne przenikanie. I teraz sam je nazwał. Nazwał je Ładem, ładem o dwóch biegunach. Nie dobrym i złym, a negatywnym i pozytywnym. Zobaczył Ład na ulicach, w świątyni i w pałacu, zrozumiał harmonię i jej nieskończoną sinusoidę, odkrył to w samym sobie.
Uśmiechnął się lekko, do świata, do siebie.
I tak właśnie zakończyła się jego wędrówka, a rozpoczęło się życie.



Co odnalazł?

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Las

Dlaczego las śpi?
Ponieważ każdy jego oddech kosztuje miliardy atomów, gdyby się zdecydował odetchnąć pełną piersią, to wtedy stałby się straszny.
Mógłby zobaczyć o wiele więcej, przejść się ulicami, poznać ludzi.
Skażonych przez ludzkość.
Dlatego chodzimy do lasu, który stoi w miejscu, bo tak naprawdę najbardziej pragniemy poruszać się po wydeptanych ścieżkach, lubimy to co jest znane i mieści się w granicach fast-foodowej percepcji.
To jest imperatyw.
Lubimy typowe sytuacje, przewidywalnych ludzi.
Boimy się porażki, miejsca, osoby, z którą nie damy sobie rady.
I zawiedziemy, ich? Nie, absolutnie nie. Zawiedlibyśmy siebie, swój obraz jaki mamy o sobie, albo który pragniemy wykreować.
I tak utrzymujemy siatkę znajomości dla różnych celów, niektórzy szukają okazji do wykorzystania umiejętności znajomego, dla poczucia akceptacji lub przynależności do grupy, inni dla okazji do ruchania, jeszcze inni szukają po prostu relaksu, nigdy nie docierając do istoty swoich kompanów.
A czy to nie jest pasjonujące?
Jakby tak – odkryć człowieka?
Jak poznać go, dotrzeć z nim w trakcie rozmowy, czy też wspólnej czynności do najgłębszej jej/jego części.
Tym trudniejsze jest to wobec płci przeciwnej, to jest inny świat, inna logika, inne odczucia w danych sytuacjach.
Inne naciski, wpojone jak psu Pawłowa, którym ulegamy, przebywaliśmy tyle czasu w otoczeniu które nas programowało, jak tutaj odkryć chociażby siebie samego?
Jak to zrobić jeśli składamy się tylko i wyłącznie z masek, nakładanych na różne okazje, nawet wtedy gdy patrzymy w lustro?
Czasem wyskoczenie przez okno (na parterze) i bieganie po śniegu pomaga.
Czasem papieros na wielkim pustym parkingu pomaga.
Czasem słuchanie drugiej osoby, która ma coś do podzielenia się ze mną pomaga.
Czasem spacer kiedy pada śnieg – też pomaga.
Czasem łyk świeżego powietrza.
Czasem padający śnieg mnie wzrusza, powoduje, że zapominam o maskach.
Czasem blask słońca o poranku.
Staję się wtedy pełnowartościowy. Na parę chwil odrywam się od swojego brudu i jestem sobą.

sobota, 13 kwietnia 2013

Starczyło was na dwadzieścia lat

Starczyło was na dwadzieścia lat,
dziś w gruzach leży wasz wyśniony świat,
wskrzeszaliście legendę,
pióra smak,
broni szczęk,
zerwanymi nićmi
spalone mosty tkaliście,
dzisiaj znamy was mgliście,
z nut,
ze słów,
ciemna krew cieknie,
w jaskini naszych snów,
cichutko krzepnie –

piątek, 12 kwietnia 2013

He Wishes for the Cloths of Heaven
Had I the heavens’ embroidered cloths,
Enwrought with golden and silver light,
The blue and the dim and the dark cloths
Of night and light and the half-light,
I would spread the cloths under your feet:
But I, being poor, have only my dreams;
I have spread my dreams under your feet;
Tread softly, because you tread on my dreams.

William Butler Yeats